Działkowcy nielegalnie zamieszkujący ponadnormatywne altany w ROD mają właśnie swoje pięć minut. Uprawiana przez nich demagogia ma na celu odwrócenie uwagi od sedna sprawy, którym jest świadome łamanie prawa przez działkowców zamieszkujących w ROD. Wygłaszane pod publikę bezrefleksyjnie hasła „Wyrzucają nas pod most”, trafiają na okładki gazet, czołówki portali internetowych i programów informacyjnych. W całym tym zamieszaniu i pogoni za sensacją zabrakło jednak podstawowej, dziennikarskiej rzetelności, jaką powinno być zaproszenie do dyskusji reszty działkowców, którzy w ROD nie mieszkają, posiadają zgodne z prawem altany, i dla których działka to przede wszystkim miejsce wypoczynku. Dlaczego nikt nie zapytał ich o zdanie, nie próbował wysłuchać? Mowa przecież o bezwzględnej większości działkowej społeczności.
Co przeciętny polski działkowiec, który zgodnie z prawem użytkuje swoją działkę myśli o sąsiadach całorocznie zamieszkujących w ponadnormatywnych altanach? Czy garstka osób, które uzurpują sobie prawo do wywrócenia do góry nogami ładu i porządku niezbędnego do prawidłowego funkcjonowania działkowej społeczności faktycznie w swoich działaniach kieruje się jakimiś wyższymi przesłankami? I wreszcie – kim tak naprawdę są ludzie, którzy otwarte dla wszystkich obywateli Rodzinne Ogrody Działkowe za wszelką cenę chcą zamienić na wyjęte spod prawa prywatne folwarki?
Znaczna cześć działkowców pytanych o to, co sądzą o całorocznym zamieszkiwaniu w ROD, niechętnie zabiera głos. Za każdym razem padają podobne słowa: „Po co mi kłopoty?”, „Nie chcę się im narażać”. Ci, którzy zdecydowali się opowiedzieć o tym, co dzieje się w ich ROD, poprosili, by nie podawać ich personaliów (za wyjątkiem prezesów ROD, którzy wyrazili zgodę na publikację imienia, nazwiska oraz zajmowanego stanowiska). Boją się zemsty ze strony sąsiadów. Nie ma w tym krzty przesady, bo z opowieści działkowców wynika, że w niektórych ogrodach dochodzi do dantejskich scen. Dzieje się tak w momencie, kiedy działkowcy protestują przeciwko nieuczciwym sąsiadom, którzy Rodzinne Ogrody Działkowe próbują przekształcić w zamknięte dla lokalnej społeczności gospodarstwa.
Wszystkim rozmówcom zadano identyczne pytania:
Czy zamieszkiwanie w ponadnormatywnych altanach przeszkadza Panu/Pani? (Jeśli tak, to dlaczego?)
Czy w Pana/Pani ROD podejmowane były próby mediacji z osobami mieszkającymi na działkach?
Poniżej prezentujemy odpowiedzi działkowców, którzy zdecydowali się opowiedzieć, co spotyka ich w ROD ze strony zamieszkujących tam osób, oraz jakie konsekwencje dla reszty działkowców niesie za sobą całoroczne zamieszkiwanie.
Działkowiec z ROD im. Mikołaja Kopernika w Poznaniu:
- Ogarnia mnie pusty śmiech, kiedy czytam, że działkowcy, którzy pobudowali się na działkach, żyją na skraju ubóstwa, że nic nie mają. W naszym ogrodzie jest osiem osób, które rzeczywiście są w bardzo trudnej sytuacji materialnej. Takich ludzi potrafię zrozumieć, bo oni wyboru nie mają. Ale nikt mi nie wmówi, że młody człowiek, który jeździ samochodem za ponad 100 tysięcy złotych, tylko dlatego mieszka na działce, bo nie ma się gdzie podziać! Wybudowanie trzypiętrowego domu też zresztą trochę kosztuje. Ktoś ewidentnie próbuje zrobić z nas idiotów. To my, działkowcy, jesteśmy źli, bo nie godzimy się na zrobienie z naszego ogrodu slumsów?!
- Jeśli ktoś uważa, że przesadzam, to zapraszam do ROD im. Mikołaja Kopernika w Poznaniu. Przejdziemy się zdewastowanymi przez jeżdżące tędy samochody i motocykle ścieżkami, które kiedyś były pięknymi alejkami. Powdychamy smrodu wydobywającego z kominów tych wszystkich domów, których przecież zgodnie z prawem w ogóle nie powinno tutaj być. Posłuchamy jazgotu dochodzącego z większości gospodarstw – bo na pewno nie są to już działki wypoczynkowo-rekreacyjne. A na koniec być może usłyszymy pod swoim adresem kilka inwektyw. Atrakcji co niemiara…
- Działkowa społeczność, która korzysta z ROD zgodnie z ich przeznaczeniem, ma już dosyć tych cwaniaczków, którzy na każde zwrócenie im uwagi reagują agresją. Nierzadko dochodziło u nas do rękoczynów. Ja akurat mam z nimi spokój, bo po kilku wcześniejszych incydentach zrozumieli, że nie warto ze mną zaczynać. Ale reszta działkowców, wśród których jest wiele starszych osób, boi się tych ludzi. Pijaństwo, dewastowanie naszej ogrodowej infrastruktury, włamania, kradzieże, nagminne ubliżanie i zastraszanie – tak dziś wygląda nasz ogród. Ja nie potrafię tego zrozumieć, jak tak niewielka grupa manipulatorów jest w stanie sterroryzować działkową społeczność. Potem widzę w telewizji, jak ci agresorzy udają niewinnych i pokrzywdzonych. Przecież to jest czysta hipokryzja! Mnie to już nawet przestało wkurzać, a zaczęło śmieszyć.
- Oczywiście byłoby niesprawiedliwe, gdybyśmy wszystkich zamieszkujących na działkach wrzucili do jednego worka. Są i tacy, którzy nie robą nic złego, ale to zdecydowana mniejszość. My nie możemy pozwolić sobie na zakrzywianie rzeczywistości. Gro osób zamieszkujących całorocznie na działkach niszczy nasz ogród, bo wydaje im się, że są ponad prawem! Chyba zbyt do serca wzięli sobie Owsiakowe „Róbta co chceta”.
Feliks Berezowski, działkowiec, prezes ROD Słoneczny Stok w Suchym Lesie:
- Do tej pory mówiło się tylko i wyłącznie o „krzywdzie biednych” działkowców, którzy z braku perspektyw muszą mieszkać w swoich… willach na działkach. Absurd. W naszym ROD jest 600 działek, z czego całorocznie zamieszkiwanych jest 36. Dlaczego w centrum uwagi są tylko ci, którzy tam mieszkają, a ze zdaniem reszty działkowców nikt się nie liczy? Przecież to nie jest tak, że my uwzięliśmy się na tych ludzi. Sprzeciwiamy się zamieszkiwaniu na działkach, bo widzimy, jak bardzo destrukcyjny wpływ ma to na nasz ogród. Co nam przeszkadza? Przede wszystkim ci działkowcy palą czym tylko chcą – oponami, odpadami, wszystkim, co mają pod ręką. I tak przez cały rok! Proszę mi wierzyć, że jak niedawno spadł świeży śnieg, to po kilku godzinach zrobił się szary od sadzy. Proszę rzucić okiem na nasze alejki. Wszystko zostało rozjechane przez samochody, które tu ciągle wjeżdżają i wyjeżdżają.
- Mediacja? Jaka mediacja... Kiedyś owszem. Dziś, większość nauczona wcześniejszymi doświadczeniami, nie chce się narażać. Po części rozumiem tych ludzi.
- Ja przez kilka lat walczyłem w sądzie, bo zostałem pomówiony o wzięcie łapówki. Przyjechała telewizja, przed kamerą stanął jakiś człowiek – oczywiście z zasłoniętą twarzą – i powiedział, że brałem po tysiąc złotych za udzielenie zgody na mieszkanie w ROD. Musiały minąć trzy lata, żeby sąd nakazał przeproszenie mnie. Sam Pan widzi, że ludzie bezwzględni, skłonni są posunąć się naprawdę daleko. Niewiele potrzeba, żeby drugiemu człowiekowi zniszczyć życie i go zdyskredytować. Wiele osób mnie pyta: „Na co ci to wszystko? Nie lepiej siedzieć cicho i mieć spokój?”.
Pani Gabriela, użytkuje jedną z działek pod Poznaniem:
- Jest Pan pierwszą osobą, który pyta mnie o zdanie na temat ludzi, którzy w naszych ogrodach robią co im się żywnie podoba. Jesteśmy poirytowani faktem, że cała uwaga skupia się na tych kilku osobach, którzy łamią prawo i w dodatku próbują przekonać wszystkich wokół, że łamią je, bo muszą, co jest oczywiście bzdurą. Nikt natomiast nie zapytał nas działkowców, jak zachowanie tych ludzi wpływa na nasze funkcjonowanie i w ogóle na cały ROD. A wpływa bardzo źle. Mam działkę od 1986 roku. Nie przypominam sobie, żeby kilkanaście lat temu ktokolwiek zamieszkiwał w ROD. Mało tego – kiedy budowaliśmy altanę, mieliśmy cztery kontrole! A czy dziś ktoś z nadzoru budowlanego skontrolował choćby jeden dom w ogrodzie, który jest samowolą budowlaną?
- Jestem na emeryturze i chciałabym, żeby działka służyła mi do wypoczynku. Ale jak ja mam wypoczywać skoro z każdej strony widzę wysokie budynki, z których wydobywa się czarny dym. Proszę mi powiedzieć, jak ja mam się cieszyć swoją działką, kiedy pod nosem przejeżdżają samochody mieszkańców ponadnormatywnych altan?
- Przecież po to ktoś napisał regulamin ROD, żeby się do niego dostosować. Ja rozumiem, że są różne charaktery, ale skoro tworzymy jakąś społeczność, to musimy poruszać się w ramach określonych zasad. A ludzie mieszkający na działkach nie znają słowa regulamin. Do tych osób nie trafiają żadne argumenty. Mam wrażenie, że możliwość dialogu już się wyczerpała. Poza tym działkowcy wiedzą, czym może się skończyć zwrócenie komuś uwagi. Przecież nie każdego stać na odbudowę spalonej altany… My, działkowcy, jesteśmy już tym wszystkim zmęczeni. Ile można użerać się z tymi ludźmi. Straciliśmy przez nich już wystarczająco dużo zdrowia.
Marian Kaczmarek, działkowiec, prezes ROD im. Mikołaja Kopernika w Poznaniu:
- Niech Pan się przejdzie po naszym ogrodzie i zapyta ludzi, co sądzą o działkowcach, którzy tu zamieszkują. Nie boję się użyć tego słowa – większość z nich to cwaniacy, którzy twierdzą, że mieszkają na działce, bo zmusiła ich do tego trudna sytuacja materialna. To nic innego jak naigrywanie się z ludzkiej naiwności. W naszym ROD faktycznie jest kilka osób, których życie nie oszczędzało i z braku jakiegokolwiek innego wyboru zmuszeni byli zamieszkać na działkach. Ale ci ludzie nie mają kompletnie niczego poza swoją altaną. Natomiast ci, którzy najwięcej krzyczą, że PZD i wszyscy dookoła robią im krzywdę, to zwykli kombinatorzy. Nazywajmy rzeczy po imieniu: osoba, która posiada w mieście własne mieszkanie przeznaczone pod wynajem w celach zarobkowych, a sama mieszka w ROD w dwupiętrowym dużym domu, pod którym stoją dwa drogie samochody, nie jest biedna. Nie mieszka na działce z przymusu, lecz z własnego wyboru. Wszystko sprowadza się do prostej kalkulacji: płacić co miesiąc 1500 złotych za wynajmowanie mieszkania, czy płacić 400 zł rocznie za mieszkanie w domu na działce? I już ma pan odpowiedź, co tymi ludźmi kieruje, że decydują się łamać prawo zamieszkując w ROD.
- Spotykamy się z groźbami. Mówiąc delikatnie atmosfera nie jest najlepsza. Nigdy nikogo nie złapałem za rękę, ale moja altana spłonęła.
- Oni chcieliby mieć tu wybudowane drogi do swoich posesji, a to przecież nie jest osiedle domów jednorodzinnych, lecz Rodzinne Ogrody Działkowe. Tu powinny stać altany, a nie ponadnormatywne zabudowy. Jestem prezesem ROD, a nie prezesem nieruchomości! I dopóki jestem prezesem, będę walczył, by nasz ogród pełnił funkcje, do jakich został stworzony. ROD to nie prywatny folwark, jak niektórym się wydaje.
Działkowiec ROD Sierosław II w Dopiewie:
- Nasza działkowa społeczność ma poczucie dużej niesprawiedliwości. Musimy przecież pokrywać koszty zniszczeń, które niestety w dużej mierze generowane są przez ludzi całorocznie zamieszkujących ROD, mających w nich swoje posiadłości. Na terenie ogrodu mamy ponad 700 działek, z czego 100 jest zamieszkiwanych. Infrastruktura ogrodowa nie nadaje się do jej codziennego eksploatowania przez cały rok.
- Podam Panu przykład: automatyczna brama wjazdowa do ROD uruchamiana jest elektrycznie. W okresie zimowym wyłączana jest energia elektryczna. W związku z tym działkowcy mieszkający w ROD, żeby wyjechać samochodem, otwierają bramę na siłę, doprowadzając do jej uszkodzenia. Kto za to płaci? Między innymi działkowiec, który ze swojej działki korzysta tylko i wyłącznie w okresie wiosenno-letnim, przyjeżdżając na weekendowy wypoczynek. Jak ma się czuć taki człowiek? Chociaż mówienie o wypoczynku w tych wyjątkowych okolicznościach jest sporym nadużyciem… Przyjeżdżamy z zabetonowanych miast, by podelektować się przez kilka godzin dobrodziejstwami, które daje przyroda. Ale ta przyroda zamienia się w cykającą, ekologiczną bombę. Działkowcy zamieszkujący w ROD zanieczyszczają środowisko.
- Zużyte detergenty z pralek wylewane są prosto na alejki i do rowów melioracyjnych, żeby nie zapełniać szamba. Tyle mówi się o ekologii, o dbaniu o środowisko. Mamy przecież XXI wiek. A ci ludzie nadal swoje…
- Panuje tu straszny hałas, bo nie brakuje samochodów i głośnych motocykli. Wszystkie te spaliny… To z kolei związane jest z zanieczyszczaniem środowiska.
- Wiele osób prowadzi na działkach działalność gospodarczą. Dziwnym trafem są one honorowane przez urzędy samorządu terytorialnego, które je przecież na działkach rejestrują. Skoro urzędnicy dają przyzwolenie na takie działania, to jak my mamy walczyć o to, by naszego ogrodu nie zmieniano w poligon doświadczalny?
- W okresie letnim dwukrotnie przylatywało do nas pogotowie lotnicze, bo przecież w ogrodzie alejki są zbyt wąskie, więc karetka się nie zmieści. Mimo to działkowcy na swoje posesje przeciskają się samochodami, tym samym całkowicie dewastując alejki służące społeczeństwu do spacerowania. Osoby zamieszkujące na działkach chyba nie zdają sobie sprawy, jaki zagrożenie stwarzają dla innych działkowców, ale i dla siebie samych.
- Niestety osoby, które całorocznie zamieszkują na działkach, z nikim i z niczym się nie liczą. Zachowują się tak, jakby ROD był ich własnością. A przecież, żeby żyć w symbiozie z innymi, trzeba przestrzegać jakiejś umowy społecznej. To naprawdę nie wymaga wielkiego wysiłku. Większość skarg, które trafiają od działkowców do zarządu ROD, to skargi na osoby całorocznie zamieszkujące.
- Rozmowy i negocjacje prowadzą donikąd. Działkowcy siedzą cicho, bo nikt nie chce opuścić działki na wózku inwalidzkim. Tylko miasto lub gmina ma narzędzia, dzięki którym można cokolwiek zdziałać. My nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Możemy jedynie biernie przyglądać się, jak na naszych oczach niszczone jest nasze wspólne mienie, łamane jest prawo, i jak ludzie, którzy to czynią, bezkarnie śmieją nam się prosto w twarz.
ŁP