Niezależna senator Lidia Staroń podczas programu „Express Reporterów” w dn. 14 lutego br. w ostrych słowach wypowiadała się na temat ustawy o ROD i PZD. Postać ta jest działkowcom doskonale znana, jednak próżno by szukać w środowisku działkowym dobrej opinii o jej działalności na rzecz działkowców czy ROD. Pani senator bowiem uporczywie od lat zwalcza wszelkie przejawy samorządności działkowej i chce odebrać działającej w obronie praw działkowców organizacji prawo do istnienia. Czy tak może wyglądać obrońca działkowców?
Legitymująca się wykształceniem budowniczym (senator jest z wykształcenia inżynierem budownictwa) senator Staroń nie miała problemu z niesłuszną i niesprawiedliwą oceną prawnych aspektów działkowej ustawy. To tak, jakby prawnik wypowiadał się na temat skomplikowanego złamania nogi. Choć nie można odmówić mu tego, iż jako obywatel ma prawo wypowiedzieć co myśli, to jednak jego słowa mogą całkowicie odbiegać od rzeczywistości. Podobnie jest właśnie ze znajomością tematyki prawnej u Lidii Staroń. Istnieje podejrzenie, iż wypaczoną wiedzę na temat ustawy pani senator czerpie od notorycznie i nagminnie łamiących prawo działkowców, którzy dziwnym trafem wypowiadają dokładnie te same zdania, co pani senator. Nie jest też żadną tajemnicą poliszynela, iż pani Staroń od wielu lat wykorzystuje każdą okazję, by stawać w obronie ludzi, którzy łamią prawo w ogrodach działkowych. Tak było, gdy z zapałem broniła działkowca z Olsztyna, który żądał zgody na zamieszkiwanie w budynku na terenie ogrodu, a którego w żaden sposób nazwać altaną się nie dało. Rację Związkowi w tej sprawie przyznał także sąd. Brak przyzwolenia na łamanie prawa ze strony PZD spowodował, że działkowiec ten nawiązał współpracę ze środowiskami politycznymi, w tym właśnie z panią Staroń, wówczas posłanką Platformy Obywatelskiej. Jego działanie nie było jednak działaniem w zgodzie z literą prawa, a zwykłym odwetem za brak zgody na łamanie praw. To dlatego skierowane było wyłącznie na oczernianie i dyskredytowanie Związku oraz ustawy o ROD. Swoją „nienawiścią” do działkowców, ogrodów i PZD skutecznie zaraził panią Staroń. Tymczasem prawda jest taka, ze działkowiec ten za rażące naruszenie prawa budowlanego został wykluczony z własnego ogrodu i otrzymał z inspekcji budowlanej nakaz rozbiórki. Jednak już wtedy historia jednego działkowca służyła pani Staroń do permanentnego i niezrozumiałego ataku na ustawę o ROD i cały Związek.
Zauważyć trzeba też, że jej wystąpienia stoją w sprzeczności ze słowami, które sama wypowiada. Jak choćby, te które mówiła odchodząc z PO. „Zawsze reaguję i reagować będę na krzywdę, niesprawiedliwość i bezkarne łamanie prawa bez względu na cenę jaką trzeba za to zapłacić”. Tymczasem wbrew tym słowom broniła partykularnych interesów pojedynczych działkowców, którzy w pogoni za własnymi interesami dążyli do przejęcia działki na własność kosztem całej społeczności działkowej. Czy to właśnie tak zdaniem pani Staroń wygląda ochrona pokrzywdzonych, że broni się kilku kolesi, którzy nie chcą partycypować w kosztach utrzymania ogrodu, zwalając ten przykry obowiązek na innych, uczciwych obywateli, a także oszukują społeczeństwo mieszkając w swoich domach postawionych bezprawnie w ROD za pół darmo, nie płacąc podatków?
To jednak nie jedyna sytuacja, z jakiej dała się działkowcom poznać Lidia Staroń. Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego, wówczas jeszcze jako posłanka Platformy, była członkiem zespołu pod kierunkiem posła Huskowskiego, który przedstawił własny projekt ustawy działkowej PO. Zapis o likwidacji samorządnej i samodzielnej organizacji pozarządowej był jednym z głównych założeń ustawy PO. Nie chodziło bowiem wcale o dobro działkowców i zachowanie ogrodów, a jedynie o otworzenie drogi do uwolnienia cennych gruntów. Nie byłoby to jednak możliwe bez likwidacji PZD. Projekt, którym tak szczyciła się Lidia Staroń sprawiłby, że działkowcy utraciliby to, co de facto jest najistotniejsze - wszelkie swoje prawa do użytkowanej działki, a także prawa nabyte i ochronę prawną, którą mieli dotychczas. Stąd celem tego projektu była likwidacja przeszkody w drodze do celu a więc Związku. Staroń ze wszech miar próbowała wówczas zdyskredytować cieszący się ogromnym poparciem społecznym projekt obywatelski ustawy o ROD. Jak widać tego, iż to właśnie projekt obywatelski zyskał poparcie Sejmu i ludzi do dziś PZD nie wybaczyła i żywi głęboką urazę, krytykując projekt w dalszym ciągu. Gdyby rzeczywiście leżało jej na sercu dobro działkowców, to słuchałaby nie głosu grupki niezadowolonych, którzy zawiedzeni są brakiem legalizacji zamieszkiwania w ROD, ale doceniła, jak dobrze ustawa chroni prawa działkowców. Tymczasem senator Staroń chętnie odebrałaby działkowcom gwarantowane ustawą o ROD prawa, w tym prawo do decydowania o swojej przynależności do Związku.
Ponadto myli się pani Staroń mówiąc w tejże audycji, że ogrody to wymysł PRL. Ogrody działkowe istnieją w Polsce od 120-lat, więc w żadnej mierze nie mogą i nie są pozostałością po epoce komunizmu. Ich największy rozwój wiąże się niezaprzeczalnie z pojawieniem się Polskiego Związku Działkowców i datowany jest na lata 80. a nie na głęboki PRL, jak próbuje to wmówić pani senator. Ogrody działkowe istnieją na całym świecie, z tą różnicą, że w innych krajach europejskich, np. w Niemczech nikt ogrodów działkowych nie zwalcza, a politycy na czele z kanclerz Merkel, doceniają ich walory i pozytywne aspekty, chroniąc przed zniszczeniem i przeobrażeniem. Pani Lidia Staroń usilnie próbuje przekonać wszystkich do swojej opinii, że działkowcy to „komuniści i malwersanci”. W ramach własnej krucjaty przeciwko byłemu systemowi, chciałaby w końcu zobaczyć Polskę bez tych jakże powszechnie dostępnych i lubianych przez Polaków działek. Senator Lidia Staroń nie ukrywała nigdy faktu, iż nie tylko jest przeciwna istnieniu PZD, ale także ogrodów działkowych. Podczas spotkania z przedstawicielami ogrodów w 2012 roku jasno i wyraźnie wskazała, że zarówno 120-letnia historia ROD, dorobek pokoleń, jak i ich wartość nie mają dla niej znaczenia. Pani Staroń wyraziła wówczas swoją prawdziwa opinię, iż działki należy zlikwidować w ciągu najbliższych lat. Niestety pani poseł mimo wielu lat pełnienia funkcji publicznej wciąż nie chce przyjąć do zrozumienia, że pełni mandat publiczny i powinna liczyć się nie tylko z opinią kilku wyrwanych ze środowiska cwaniaków, chcących ugrać na ogrodach działkowych własne prywatne interesy, ale winna się liczyć z większością. Ta zaś jasno wyraża swoją pozytywną opinię na temat ogrodów działkowych i Związku. Warto wsłuchać się w ten głos, zamiast kompromitować się w programach telewizyjnych.
Agnieszka Hrynkiewicz