Przeskocz do treści Przeskocz do menu

Ruina i slumsy. Tak poznańska Temida zniszczyła ogród

eszcze kilka lat temu ROD im. 23 Lutego w Poznaniu niczym nie różnił się od tysięcy ogrodów w Polsce. Zadbane alejki, niewielkie altany, morze zieleni, drzew i kwiatów, które zachwycały i przyciągały mieszkańców okolicznych osiedli mieszkaniowych. Był miejscem, gdzie rodziły się przyjaźnie, gdzie wypoczywały rodziny, dzieci i seniorzy, gdzie trud pracy w ziemi przynosił radość i wytchnienie. Wszystko to zostało zniszczone w ciągu zaledwie kilku lat przez niezrozumiałe wyroki sądowe i ułomne prawo, które wykorzystane zostało do wzbogacenia się jednej osoby kosztem kilkuset rodzin. Dziś to, co stało się z tym ogrodem budzi żal i przerażenie.

 

Teren po działkach przy ul. Lechickiej i Umultowskiej to obecnie slumsy, w których zamieszkali bezdomni i Romowie. Altany zamieniły się w rudery, a ich „nowi” lokatorzy budzą strach w okolicznych mieszkańcach. Szukają oni pomocy, straż miejska ma związane ręce. Teren bowiem zgodnie z wyrokiem sądu przeszedł w ręce nowej właścicielki, a ta nie jest zainteresowana tym, co dzieje się na tym terenie i nie odpowiada na listy od straży miejskiej. To pokazuje, że od początku jedynym celem jej działania było wyrwanie z tej ziemi, jak najwięcej się da, a kiedy zamiar został osiągnięty, teren ten jest nowej właścicielce kompletnie do niczego nie potrzebny. W efekcie leżący odłogiem teren upatrzyli sobie ludzi żyjący na marginesie społeczeństwa. W miejsce kulturalnych i przyjaznych działkowców pojawili się zatem leżący pod okolicznymi sklepami pijacy, którzy dodatkowo zaśmiecają cały okoliczny osiedlowy teren. Dochodzi do licznych incydentów pobić, włamań i kradzieży. Nowi mieszkańcy tego terenu są zwyczajnie zagrożeniem dla całej lokalnej społeczności tego osiedla. Czy właśnie o to chodziło sądowi, gdy dostrzegał jedynie argumenty i słuszność racji Beaty N., która nigdy nie była osobą pokrzywdzoną w sprawie wywłaszczenia?

 

Sprawa  ogrodu  ciągnie  się  od  1997r.  i  była  przedmiotem  wielu  postępowań administracyjnych i sądowych. W ich efekcie doprowadzono do uznania za właściciela terenu, na którym powstał ogród działkowy Beatę N., która nabyła za kwotę 80 000 zł od byłych właścicieli gruntów, wcześniej wywłaszczonych  za odszkodowaniem,  prawo do ubiegania się o odzyskanie własności. Wykupienie od spadkobierców byłych właścicieli za ułamek wartości praw do 5 ha ogrodów działkowych na terenie Poznania, dało Beacie N. pretekst do wysuwania wobec PZD i działkowców roszczeń idących w miliony zł.

 Choć PZD zajął sporną nieruchomość na podstawie decyzji lokalizacyjnych wydanych przez władze dzielnicy, co oznacza, że korzystał z niej w dobrej wierze, sąd nie chciał uznać argumentacji Związku ani dostrzec, że osoba ta nigdy nie była poszkodowana, a celem jej działania jest chęć wzbogacenia się na krzywdzie ludzkiej. Roszczenia Beaty N. spotkały się z zadziwiającą przychylnością sądów w Poznaniu. Towarzyszyły jej co najmniej dziwne okoliczności  nieograniczonej przychylności ławy sędziowskiej, a także biegłych, którzy wyskakując z listy biegłych sądowych pojawiali się natychmiast na liście płac Beaty N.

Nic dziwnego, że toczone przez ponad 10 lat postępowanie wzbudziło wiele wątpliwości w środowisku zarówno prawniczym, jak i działkowym. Pomimo wielu wątpliwości a nawet powiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa zawsze zapadały korzystne dla Beaty N. rozstrzygnięcia, a doniesienia o podejrzeniach były oddalane. Poznańska Temida łącznie zasądziła na rzecz Beaty N. ponad 10 mln zł, a więc blisko dwustu krotność tego, co zapłaciła za teren. Obciążenie społecznej organizacji tak ogromną kwotą spowodowało mobilizację całego środowiska działkowego. Jedni się bogacą, a uczciwi tracą. Tylko solidarność tego środowiska spowodowała, że zapłata tak ogromnej kwoty była możliwa. Pieniądze, które winny służyć rozwojowi ogrodów działkowych trafiły do kieszeni Beaty N..

 

Tylko dzięki ogromnej mobilizacji PZD udało się obronić jedną z działek będącą własnością Skarbu Państwa, która została także wcześniej przeznaczona do zwrotu Beacie N. Niestety walka o pozostałą część terenu ROD im. 23 Lutego w Poznaniu okazała się znacznie trudniejsza, a skutki decyzji władzy sądowniczej odczuwają dziś najboleśniej zwykli ludzie, mieszkańcy ulicy  Lechickiej i Umultowskiej, którzy muszą borykać się z dzikimi lokatorami tego terenu, którzy są zagrożeniem dla ich bezpieczeństwa i mienia.

O tej kontrowersyjnej sprawie pisały też media ogólnopolskie, m.in. Dziennik Trybuna „ w artykule : „Jak zostać milionerem w Poznaniu" (z dn. 23 kwietnia 2014r.). Zrelacjonowano w nim przebieg walki o ogród oraz postawę organów  Państwa  w toczących  się postępowaniach. Dziś nikt nie ma już wątpliwości co do tego, że w tym konkretnym przypadku interes osoby fizycznej postawiony został ponad interesem społecznym. Sędziowie uznali, że interes ekonomiczny jednostki społeczeństwa jest swoistą świętością, przed która ustępować muszą wszelkie inne wartości. Zlekceważono i zignorowano jawne incydenty obchodzenia prawa i nadinterpretacji, co doprowadziło do  tego, że osoba nadużywająca prawa nieuczciwie się wzbogaciła. Właścicielka nie ograniczyła swoich żądań jedynie do postawienia przed sądem PZD, ale cesją przekazała swoje prawa do dochodzenia od działkowców kwot z tytułu użytkowania przez nich działek, z czego ta osoba, niejaka Hanna R., skrzętnie skorzystała.

Wyroki sądów poznańskich PZD skarżył do Sądu Najwyższego i za każdym razem miał rację. 17 września 2015r. Sąd Najwyższy rozpatrzył skargę kasacyjną złożoną w imieniu PZD przez mec. Krystynę Pardej – Nettmann Wydanym w tym dniu wyrokiem (sygn. akt  II CSK 755/14) SN uchylił jako nieodpowiadające prawu kolejne już orzeczenie Sądu Apelacyjnego w Poznaniu wskazując m.in.., że błędnie przyjęto za wskazaniami biegłego, że działka jest warta więcej, gdyż przeznaczono ją pod budownictwo mieszkaniowe.  - Przy wycenie wynagrodzenia dochodzonego przez właściciela od posiadacza gruntu należy wziąć pod uwagę faktyczne wykorzystanie terenu, który nadal jest ogrodem, a nie jego hipotetyczne wykorzystanie - podkreślił sędzia.

Teoretycznie Beata N. powinna zwrócić PZD pieniądze ściągnięte przez komornika. Jednak szanse, że zrobi to dobrowolnie, są iluzoryczne. Warto przypomnieć, że to już kolejna taka sytuacja. W 2006r., Sąd Najwyższy uchylił inne orzeczenie poznańskiego sądu. Choć minęło prawie 10 lat Beata N. nadal nie zwróciła bezpodstawnie wyegzekwowanych wówczas pieniędzy.

Sprawa jest bezsprzecznie bulwersująca, bowiem odszkodowanie, jakie zmuszone był zapłacić Związek nie dość, że było błędnie naliczone (Sąd obliczył wynagrodzenie według decyzji o warunkach zabudowy, a nie według realnego stanu nieruchomości. A więc podwyższył wartość działki, która była przeznaczona pod zabudowę wielorodzinną), ale zasądził skandalicznie wysokie wynagrodzenie za bezumowne korzystanie z cudzej własności jako funkcję kompensacyjną za to, że powódka nie mogła realizować swoich projektów na gruncie. Tymczasem wystarczy przejechać na ulice Umultowską lub Lechicką, by przekonać się, że działaniom powódki nie towarzyszyły myśli o realizacji w tym miejscu jakichkolwiek inwestycji. W innym wypadku teren ten nie zmienił by się w slumsy. Zagrożenie ze strony bezdomnych i Romów sprawiła, że okoliczni mieszkańcy szukali w tej sprawie pomocy.  Zgłoszeń było tak wiele, że policja z wydziałów: ds. przestępczości gospodarczej oraz ds. nieletnich, jak również straż miejska i inne instytucje państwowe przeprowadziły na tym terenie wspólnie kompleksową kontrolę. – W części, którą zamieszkują jest brudno, a altany są ruinami, które w każdej chwili mogą się zawalić. Co więcej, osoby koczujące na tych działkach są prawdopodobnie przez cały czas pod wpływem alkoholu – mówił na łamach poznańskich mediów rzecznik straży miejskiej Przemysław Piwecki. To, co się tam dzieje, woła o pomstę do nieba, bo nowy właściciel zupełnie o teren nie dba. Straż miejska zapewnia, że jeżeli nie zostaną podjęte prace w celu uporządkowania terenu, skieruje wniosek do sądu o ukaranie właścicieli.

Masowa nacjonalizacja własności i wywłaszczenia, jakie przeprowadzano po II wojnie światowej, a także liczne zaniedbania władz i urzędników sprawiły, że dziś sprawy roszczeń byłych właścicieli stają się powodem do wyciągania milionowych odszkodowań, a także wyrzucania ludzi na bruk czy to z kamienic, czy z ogrodów działkowych. W Polsce narodził się swego rodzaju proceder, gdzie wyspecjalizowane kancelarie prawne zajmują się wyszukiwaniem byłych właścicieli i prowadzeniem sądowych spraw na masową wręcz skalę. Cel jest jeden – wyrwać jak najwięcej pieniędzy od państwa, gminy, a może i przypadkowych ofiar błędów popełnionych w minionej epoce. Tam, gdzie w grę wchodzą pieniądze nie ma miejsca na skrupuły, zrozumienie czy dobro społeczne.  Przekonali się o tym działkowcy z ROD im. 23 Lutego w Poznaniu, którym nie tylko odebrano pielęgnowane przez wiele lat z miłością i oddaniem działki, ale też obciążono Związek zapłatą milionowych kosztów z tytułu bezumownego korzystania z ziemi. Nie dziwi więc, że historia roszczeń do poznańskiego terenu ROD im. 23 lutego obiła się szerokim echem w całym środowisku działkowym.

Tak wyglądał ROD  im. 23 Lutego jeszcze kilka lat temu:

 

AH