Tekst pani Bieleckiej-Hołdy od pierwszego do ostatniego akapitu zionie organiczną niechęcią do ogrodów działkowych spod znaku PZD, co sugeruje podłoże ideologiczne, gdyż niezinstytucjonalizowane, całkowicie prywatne (choć na spółdzielczym gruncie) działki pani Hołda wspomina z rozrzewnieniem. To zaangażowanie ideologiczne widać zresztą również w napastliwości autorki wobec spółdzielczości mieszkaniowej, która z ogrodami działkowymi nie ma nic wspólnego, jednak pachnie autorce brzydko kolektywizmem, którym zalatuje jej również od PZD.
Ale do rzeczy! Jest faktem, że niektóre zarządy ogrodów działkowych (podobnie zresztą jak wielu innych organizacji społecznych) cechuje indolencja lub nieporadność, czego efektem może być nieporządek. Są jednak również w Lublinie ogrody bardzo dobrze zorganizowane i zarządzane, a działki w nich wyglądają w większości imponująco i mogą stanowić przykład wzorowego gospodarowania oraz rekordowego plonowania. Wszelkie uogólnienia w tej kwestii są co najmniej ryzykowne i rzetelny dziennikarz nie powinien się do nich uciekać.
Inny fakt, to rzecz ogólnie znana, że użytkownikami działek ogrodniczych są przeważnie ludzie niezamożni, stąd też poszczególne ROD nie należą do krezusów, a ich ekonomiczne możliwości inwestowania są bardzo ograniczone. Dotyczy to nie tylko poważniejszych inwestycji jak elektryfikacja, budowa i rozbudowa wodociągów czy melioracje, ale nawet regulacji tzw. zieleni wysokiej, bowiem za zwykłą przecinkę drzew firmy specjalistyczne liczą sobie po kilka - kilkanaście tysięcy złotych, na co niektórych, zwłaszcza małych, ogrodów nie stać.
Jako ilustrację swojej generalnej tezy, że w lubelskich ogrodach działkowych tylko brud i bałagan, zamieszcza autorka kilka zdjęć zaśmieconego terenu OBOK - jak sama pisze - ogrodu działkowego przy ul. Puławskiej. Osobiście nie znam tego ogrodu i na własne oczy nie widziałem tego śmietniska, jakie widać na zdjęciach. Niemniej trzeba chyba kierować się wybitnie złą wolą aby twierdzić, że owo śmietnisko ZA PŁOTEM ogrodu urządzili sami działkowcy. Tym bardziej, że na zdjęciach widoczny jest m.in. wielkogabarytowy gruz, który nie mógł być przyniesiony tam w rękach, a musiał zostać nawieziony, a także odpady charakterystyczne dla gospodarstw domowych (worki plastikowe ze śmieciami, butelki itp.), nie "wytwarzane" raczej na działkach.
Obarczając działkowców winą za zaśmiecenie terenu za płotem ogrodu pani Hołda zdaje się być nieświadomą tego jak wyglądają polskie lasy, przydrożne rowy i niemal wszystkie inne miejsca, nad którymi nikt nie sprawuje bieżącej kontroli. Jaki wielki tupet oraz poczucie bezkarności cechują polskich flejtuchów mogą świadczyć choćby pokryte wręcz niedopałkami i papierami wysepki rozdzielające jezdnie, przy których zatrzymują się samochody przed światłami, setki dzikich wysypisk, niekiedy wprost pod cudzymi oknami oraz - co szczególnie bulwersujące - butelki po wódce i piwie porozrzucane na lubelskich cmentarzach.
Jeśli więc - zgodnie z wezwaniem pani Hołdy - miasto powinno coś zrobić w sprawie zaśmiecania miejskich terenów (nie tylko obok ogródków działkowych), to nasilić kontrole, ścigać bezwzględnie i karać flejtuchów - faktycznych sprawców bałaganu. Pracowitym i gospodarnym działkowcom powinno natomiast miasto udzielić efektywnej pomocy, gdyż wiele ogrodów boryka się z problemami, których nie jest w stanie samodzielnie rozwiązać. Nie ma bowiem wątpliwości, że dla ubożejącego wciąż w zieleń Lublina, ogrody działkowe spełniają ważną funkcję klimatyczną i zdrowotną, a nie ma nawet ćwierci dowodu na to aby komukolwiek szkodziły.
Dlatego ideologiczna niechęć autorki do rodzinnych ogródków działkowych, objawiona pod pretekstem zaśmiecenia kawałka terenu OBOK jednego z nich, musi budzić co najmniej zdziwienie.
Janusz Malinowski
Redaktor, działowiec z ROD „Kalina” w Lublinie
Link do atrykułu: http://lublin.wyborcza.pl/lublin/1,48724,19861850,balagan-w-ogrodkach-dzialkowych-byloby-nam-milej-patrzec-na.html#ixzz44tAR1mg4