Moim zdaniem jest ryzyko, że bez tego statutu działki mogą być bardzo łatwo przejmowane i likwidowane przez samorządy. W miejscu działek lokalne władze mogą chcieć np. rozpocząć jakąś inwestycję. Członkowie związku oraz zwykli ludzie, którzy angażują się w rodzinne ogrody działkowe, boją się, że pomimo tych zmian, które wprowadziła ustawa z grudnia 2013 roku, mogą stracić swoje działki, gdzie mogą odpoczywać na świeżym powietrzu.
W swoim przemówieniu w trakcie zjazdu mówił Pan, że wspólnie walczył o prawa działkowców. Jak ta walka dokładnie wyglądała?
Walka o działki trwa od jesieni 2013 roku, kiedy zbieraliśmy podpisy pod obywatelskim projektem ustawy o rodzinnych ogrodach działkowych. Podpisało się pod nim ponad milion osób. Jak sądzę, to właśnie skala inicjatywy zmusiła władzę do zmiany pracy. Przypomnijmy, że starą ustawę o rodzinnych ogrodach działkowych zakwestionował Trybunał Konstytucyjny i dał 14 miesięcy na uchwalenie nowego prawa. Gdyby to się nie udało, ogródki przeszłyby w ręce właścicieli, którymi w większości są gminy. Zamiast zieleni mielibyśmy wybudowane szare bloki.
Z działkowiczami pojawił się Pan przed Sejmem...
Nastroje były bojowe. Wszyscy byli mocno zmotywo-wani do tego, żeby nie odpuścić. W końcu sprawa dotyczyła miliona polskich rodzin. Trudno się dziwić, że wszystkim bardzo na tym zależało. Działka to miejsce, gdzie ludzie odpoczywają; miejsce, gdzie zachodzi integracja międzypokoleniowa. Nie można było pozwolić na to, żeby to zostało zmarnowane.
Pan także jest działkowcem. Co sprawia, że chce się Panu inwestować w taki ogródek?
Mieszkam w bloku, a działkę mam oddaloną o pięć minut drogi. Tutaj w mgnieniu oka mogę przyjechać z rodziną i odpoczywać. Poza tym, gdy jest ciepło, łatwiej jest tutaj przyjmować gości na powietrzu niż w czterech ścianach. W mieszkaniu nie zrobię grilla ani pikniku. Poza tym na co dzień dzieci widzą, jak rosną warzywa i owoce. Nie pytają na przykład o to, która fabryka produkuje marchewki itp. Kolejna sprawa to kwestia integracyjna. Wielokrotnie widzę, jak babcie przychodzą z dziećmi, wnukami i wspólnie spędzają weekend. Niedługo zaczynają się wakacje i na pewno sporo dzieci pojedzie do swoich dziadków. Mówiąc o integracji nie mam na myśli tylko więzi rodzinnych, ale także i międzysąsiedzkie. Proszę zatem pochwalić się, co Pan uprawia na swojej działce? Standardowo, są u nas krzewy, kwiaty, drzewka owocowe i warzywa. Mamy np. wiśnie, czereśnie, jabłka, borówki amerykańskie, borówki kaukaskie, gruszki. Jestem wielkim miłośnikiem zieleni, dlatego co jakiś czas pojawia się coś nowego.
W ten gorący długi weekend Pan poseł pojawił się z rodziną na działce?
Oczywiście! Już byliśmy i na pewno jeszcze tam pojedziemy. Czasami nawet jak skończę pracę o godz. 20, to jeszcze tam jadę.
Wywiad z Johnem Godsonem w "Dzienniku Łódzkim" z 6 czerwca 2015 r.